Płoną domy i gospodarstwa w gminie Skarszewy, a w hydrantach pożarowych nie ma wody. Na własnej skórze przekonała się o tym rodzina z Jaroszew. Gdy kilka dni temu palił się ich dom, strażacy mieli spore problemy z jego ugaszeniem. - Przez urzędniczą głupotę możemy stracić ciężko wypracowany dorobek naszego życia - mówią oburzeni mieszkańcy.
Wszystko zaczęło się na krótko przed świętami wielkanocnymi. Małgorzata i Tomasz Hahn wraz z trójką małych dzieci przebywali u mamy w Pogódkach. W pewnej chwili otrzymali telefonicznie informacje, że płonie ich dom. Gdy dojechali na miejsce, ogień chłonął już częściowo budynek, a że szybko się rozprzestrzenił i rodzina straciła cały dobytek. Przyczyną zdarzenia było zapalenie się w kominie sadzy. Akcję ratowniczą utrudniał brak wody w pobliskim hydrancie.
- Strażacy, którzy przybyli na miejsce natychmiast otworzyli hydrant, ale wody w nim było, tyle co kot na płakał - żali się pan Tomasz.
- Przez jedną chwilę straciliśmy to, czego dorabialiśmy się przez ostatnie pięć lat, czyli od ślubu - dopowiada pani Małgosia.
Brak wody w hydrancie rozgniewał także okolicznych strażaków, którym tego typu urządzenie do bezpośredniego poboru wody jest przecież niezbędne.
- Woda leciała wtedy jak krew z nosa - potwierdza zdenerwowany Antoni Borkowski, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Pogódkach. - Na szczęście w naszym wozie jest zawsze pełen bak wody. Tylko dzięki niemu mogliśmy przystąpić do akcji. To skandal, że hydranty w tak dramatycznych sytuacjach nie działają.
Komendant Borkowski dodaje, że nie jest to pierwszy taki problem z hydrantami, gdy pali się ludziom mienie. Jego zdaniem ciśnienie w urządzeniach jest po prostu za słabe. Przypomnijmy, że już w ub. roku ratownicy "stawali na rzęsach" w podobnych przypadkach. W innej wsi gminy Skarszewy, w Bączku, podpalacz podłożył ogień pod stóg siana. Wówczas strażacy zamiast czerpać wodę z hydrantu, korzystali z wody od miejscowych rolników. Wtedy również mówiło się o słabym ciśnieniu. Osoby odpowiedzialne za hydranty z Gminnych Wodociągów i Kanalizacji w Skarszewach odbijają piłeczkę, tłumacząc, że wszyscy ratownicy w trakcie pożarów powinni czerpać wodę m.in. ze stałych zbiorników we wsiach, a hydranty są tylko urządzeniami pomocniczymi. Rzecz jednak w tym, że do zbiorników jest czasem po kilka kilometrów drogi.
Z JANUSZEM MARSZAŁKIEM, prezesem Gminnym Wodociągów i Kanalizacji w Skarszewach, rozmawia Sebastian Dadaczyński.
Proszę odpowiedzieć, co dzieje się z waszymi hydrantami? Już po raz drugi strażacy mieli problem z brakiem wody i to w trakcie sporego pożaru.
- Pierwszy raz słyszę, by woda w Jaroszewach leciała jak krew z nosa. Jest tam bowiem nowoczesna linia i nie powinno być takich problemów. W tym przypadku uszkodził się może zawór hydrantu.
Ale jednak są.
- Muszę to sprawdzić. Chciałbym jednak zaznaczyć, że w trakcie każdej akcji strażacy powinni korzystać z własnej wody lub ze specjalnych zbiorników, które są umiejscowione prawie w każdej wsi. Owszem hydranty są przeznaczone do gaszenia ognia, ale mają one tylko wymiar pomocniczy.
Czy w związku z pożarem domu w Jaroszewach, przeprowadzicie jakąś kontrolę tych urządzeń?
- Do końca czerwca na terenie całej gminy muszę dokonać przeglądów wszystkich takich urządzeń. Każdy hydrant zostanie oznakowany i szczegółowo sprawdzony.
Dziękuję za rozmowę.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?