Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Starogard Gd. Czy chorym mieszkankom budynku odetną na zawsze wodę?

MACIEJ JĘDRZYŃSKI
Po podłączeniu wody, Barbara Narloch zrobiła pranie. Dziś woda jest, jutro może jej nie być…
Po podłączeniu wody, Barbara Narloch zrobiła pranie. Dziś woda jest, jutro może jej nie być…
W kącie kuchni słychać jak pracuje stara pralka. Stojąca obok kobieta czekała na to osiem dni. Aż osiem dni, bo bez bieżącej wody ciężko jest żyć, nawet jeśli uda się nieco jej „pożyczyć” od sąsiadki.

W kącie kuchni słychać jak pracuje stara pralka. Stojąca obok kobieta czekała na to osiem dni. Aż osiem dni, bo bez bieżącej wody ciężko jest żyć, nawet jeśli uda się nieco jej „pożyczyć” od sąsiadki. Pani Barbara i jej córka, Beata, mówią: żyć i znosić trudy swojej choroby.

Stary budynek Zrzeszenia Właścicieli i Zarządców Domów – niemalże w centrum Starogardu Gdańskiego. Otwierając klatkę schodową mało co widać, a wchodząc po schodach na piętro czuje się niepewność przy stawianiu kolejnego kroku po drewnianych schodach. Wreszcie są drzwi. Ale jaki to numer? Trzeba ich dotknąć w ciemnościach, żeby wyczuć znajomą sylwetkę cyfry. Drzwi prowadzące od razu do kuchni otwiera gospodyni. Obok niej stoi córka i zaciekawiony nieznanym przybyszem mały, czarny pies. Słychać jak pracuje sąsiadująca ze zlewem pralka.
- Wczoraj podłączyli wodę, ale nie wiem na jak długo – pokazuje Barbara Narloch. – Trochę się nazbierało tego prania przez te dni.
Z kuchni przechodzimy do niewielkiego pokoiku. I to już całe mieszkanko. Łazienki nie ma. Ubikacja jest na korytarzu.
Na tym małym metrażu pani Barbara mieszka z córką Beatą i synem, który jest właśnie w pracy. Dookoła bardzo skromnie, ale jest czysto, panuje porządek. Ogólne wrażenie psuje czarna wilgoć na ścianach, który zaznaczyła swą obecność przy oknach od podłogi do sufitu.

- Pierwszy raz odłączono nam wodę w zeszłym roku, to było w czerwcu – opowiada mieszkanka. – Poszłam zaraz do prezydenta, wtedy był nim pan Karbowski, i opowiedziałam o wszystkim. Usłyszałam, że w mojej sytuacji woda musi być i tak się stało. Niedawno jednak administracja odłączyła ja ponownie. Mam dług w wysokości ponad 5 tys. zł z tytułu czynszu, razem z wodą i wywozem śmieci. Zobowiązałam się wcześniej pisemnie płacić po 100 zł miesięcznie, ale finansowo stoimy słabo, więc nie byłam w stanie tego robić.
Kobieta poszła w styczniu do prezydenta miasta i naświetliła krótko sprawę. W spotkaniu w magistracie wziął udział kierownik administracji Zrzeszenia Właścicieli i Zarządców Domów w Starogardzie Gd.
- Nazwał mnie dzikim lokatorem i w obecności wiceprezydenta, pana Żaka, obiecał, ze podłączy mi wodę, gdy przyjdę do biura administracji i zobowiąże się płacić po 50 zł miesięcznie – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Pani Barbara poszła do administracji. Tam otrzymała pismo, że zobowiązuje się do płacenia… 70 zł do piątego każdego miesiąca, i jeśli znowu odetną jej wodę, to może rościć pretensje tylko do siebie.
- Nie miałam wyjścia, zgodziłam się, chociaż wiem, że pewnie nie dam rady zapłacić… - dodaje mieszkanka budynku, zaznaczając, iż jest wdzięczna prezydentom za pomoc, lecz co dalej?

Matka i córka chorują na sferocytozę wrodzoną i są pod stałą opieką hematologiczną Akademii Medycznej w Gdańsku. Choroba przejawia się wszystkimi objawami anemii, a oprócz tego charakteryzuje się powiększeniem śledziony. Tego narządu matka i jej córka już nie mają – musiał być chirurgicznie usunięty. Odporność organizmu jest jednak osłabiona. Niebezpieczna może być nawet mała infekcja. Potrzebne są leki, należy odpowiednio się odżywiać, unikać stresów.
Beata siedzi obok, przy piecu. Podobnie jak matka, blada i bardzo szczupła. Od razu widać, że ma problemy ze zdrowiem. W tym roku zdaje maturę w szkole w Owidzu, ale na zajęcia nie dojeżdża.
- Po operacji chciałam chodzić do szkoły, ale ze względu na stan zdrowia nie byłam w stanie – opowiada Beata. – Mam indywidualne lekcje w domu. Szkoda tylko, że tak mało. Próbna matura poszła mi całkiem dobrze, jedynie z WOS-u oblałam, bo zabrakło mi trzech punktów.
Mieszkanie, w którym pani Barbara żyje od urodzenia, ma 32 m kw. Czynsz – jak podaje – wynosi około 170 zł, bez ogrzewania, bo jest wspomniany piec, w którym rozpala się drewnem. Pieniędzy, jak mówi, wciąż ma za mało. W dodatku mieszkanka budynku ostatnio poniosła dodatkowe koszty z powodu operacji, na którą poszła kilka dni temu (leki, szczepienia).
- Z gazem i prądem nie miałam problemów, ale problemem jest to zadłużenie z tytułu czynszu i wody – wymienia pani Barbara. – Ja nie pracuję. Utrzymujemy się z zasiłku pielęgnacyjnego córki w kwocie 650 zł miesięcznie i z tego, co syn zarobi. W grudniu miał 550 zł, ale 300 zł musiał zapłacić na ZUS. To połowa stawki „zusowskiej”, bo syn otworzył w zeszłym roku działalność gospodarcza, jako hydraulik, przy pomocy urzędu pracy, ale sam pan widzi, że nie ma z tego wielkich zysków.

Mieszkanka ma wykształcenie zawodowe, jest sprzedawcą. Podejmowała okresowo różne zajęcia, ale z prawdziwego zdarzenia zatrudnienia, ze stażem, nie miała. Była więc na przykład opiekunką do dziecka, pracowała sezonowo w przetwórstwie, a nieraz po 12 godzin całymi nocami przy produkcji rybnej. Ostatni raz zarabiała dwa lata temu.
- Owszem, mam grupę inwalidzką, ale to, co przepracowałam, do renty się nie liczy i jej nie mogę dostać – dodaje. – Teraz nikt mnie zatrudni z taką chorobą, a nawet gdyby… Ile będę w stanie wytrzymać w pracy przy tak osłabionym organizmie? Do MOPS-u wstydziłam się pójść po pomoc, bo syn ma firmę. Pomyślałam, że mi się nie należy. Tylko, że ta jego firma to stary, 26 –letni samochód za 800 zł, skrzynka z narzędziami i kiepskie zyski.
Pani Barbara jednak niedawno zwróciła się po pomoc do MOPS-u i jak mówi, w ciągu 14 dni pracownik ośrodka ma przeprowadzić wywiad środowiskowy.
- Ponad rok temu roku sąd zdecydował o mojej eksmisji z zamianą na lokal socjalny, ale w mieście nie ma wolnych mieszkań socjalnych – mówi kobieta. – Wyprowadziłabym się do socjalnego bez wahania. Sam pan widzi, jaki to dom. Ciekawe, kto pokryje koszty leczenia, jak ludzie rozchorują się z powodu tej śmierdzącej ubikacji na korytarzu? Korytarza nie malowano od przeszło 30 lat, a jedno z okien na korytarzu niedługo spadnie komuś na głowę.

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z Zrzeszeniem Właścicieli i Zarządców Domów i usłyszeliśmy argumenty drugiej strony. Według kierownika zrzeszenia, Jana Sławińskiego, na spotkaniu u magistracie nie było mowy o konkretnej kwocie, jaką pani Barbara ma wpłacać za wodę i śmieci.
- To w zrzeszeniu ustaliliśmy z tą panią i na to się zgodziła pisemnie, że będzie wpłacać po 70 zł miesięcznie – podkreśla kierownik. - Jeżeli teraz ta pani dwa razy nie zapłaci ustalonej kwoty, a dodam, iż nie musi to być dwa raz pod rząd, odetniemy wodę ostatecznie. I tak naprawdę, gdyby mieszkanka miała taką złą sytuację, jak opisuje, MOPS na pewno już by jej pomógł.
Kierownik podpiera się też wyliczeniami podając, że zadłużenie mieszkanki wobec zrzeszenia wynosi ponad 5,7 tys. zł, z czego niecałe 1,8 tys. zł za wodę. Czy mieszkanka jest jednak dzikim lokatorem?
- Faktem jest, że nie ma z nami zawartej umowy, bo jest po wyroku sądowym i powinna być eksmitowana, lecz nie ma dla niej lokalu socjalnego – dodaje kierownik. - Na bruk nie można jej wyrzucić. Mając wyrok nie musi też płacić nam czynszu. Zostają więc tylko woda i śmieci, czyli około 64 zł miesięcznie. Skoro ma nam płacić 70 zł, te 6 zł różnicy szłoby na poczet zaległości. I to wszystko. Moim zdaniem nie jest to aż tak wielka kwota, żeby nie można było jej co miesiąc wpłacać. A proszę pamiętać, że zakład wodociągowy żąda od nas regularnego uiszczania rachunków za dostawę wody. I kto w takiej sytuacji ponosi koszty?
Kierownik dodaje, że remont klatki w budynku ma rozpocząć się wiosną. Czy do tego czasu w mieszkaniu zajmowanym przez panią Narloch będzie jeszcze woda? Na razie jest. Kobieta w dalszym ciągu twierdzi jednak, że z tych pieniędzy, które są co miesiąc na trzy osoby, nie jest w stanie płacić za wodę. A matura coraz bliżej. Brak bieżącej wody nie będzie sprzyjał nauce.
- Ja wiem, że nigdy już nie będę zdrowa, ale czy administrator o tym wie i wreszcie weźmie to pod uwagę? - kończy pani Barbara.

• REJSÓWKA

Na tym małym metrażu pani Barbara mieszka z córką Beatą i synem, który jest właśnie w pracy. Dookoła bardzo skromnie, ale jest czysto, panuje porządek. Ogólne wrażenie psuje czarna wilgoć na ścianach, który zaznaczyła swą obecność przy oknach od podłogi do sufitu.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tczew.naszemiasto.pl Nasze Miasto